Krety żyją, właściciel terenu w szpitalu: mężczyzna próbował wysadzić szkodniki w dziurze
52-letni mieszkaniec podwarszawskiej Wyszkowej przez dwa miesiące próbował uporać się z kretami, które zaatakowały jego okolicę. Jednak człowiekowi nie udało się wyjść zwycięsko z tej wojny.
Mężczyzna próbował różnych sposobów walki. Sadził rośliny odstraszające, wlewał dziesiątki litrów wody do przejść dla kretów, zastawiał pułapki i instalował urządzenia elektroniczne wydające irytujące dźwięki, ale wszystko to bezskutecznie.
W końcu kolega zasugerował, żeby kupił węglik i rozwiązał problem eksplozją. Mężczyzna wlał substancję do tunelu z kretem i napełnił go wodą.
„Pomyślałem, że będzie lepiej i szybciej, jeśli sam wywołam eksplozję, ponieważ wiedziałem, że w kontakcie węglika z wodą powstaje bardzo wybuchowy acetylen. Byłem pewien, że fala wybuchu rozprzestrzeni się podziemnymi przejściami i spali krety. Przybliżyłem zapalniczkę do dziury w ziemi. Nastąpiła potężna eksplozja. Poczułem, że płonie mi twarz, ręce i oko. Przeturlałem się przez ławkę za mną. Z poparzeniami twarzy, dłoni i oczu trafiłem do szpitala. Lewe oko prawie nie widzi, a prawe tylko w 50%. Oprócz oparzeń doznałem urazu kręgosłupa – mówi reporterowi „Super Expressu”.
Mężczyzna twierdzi, że w ten sposób udało mu się pozbyć tylko jednego kreta. Cieszy się, że udało mu się uratować wzrok, bo eksplozja była dość potężna.