Historia poligrafu: dlaczego urządzenie niewiele się zmieniło od 1939 roku

1 marca 2024 16:15

W całej historii ludzkości poszukiwanie prawdy nieustannie zajmowało umysły myślicieli i naukowców. Zwłaszcza jeśli prawda dotyczyła słów lub zeznań innej osoby. Często prawda lub fałsz były dosłownie sprawą życia lub śmierci, nic więc dziwnego, że ludzkość zawsze próbowała nauczyć się definiować prawdę.

A jeśli na początku tej drogi trzeba było polegać na siłach boskich, na których, delikatnie mówiąc, nie można było polegać, to w XX wieku z pomocą badaczom przyszła technologia. Od czasu swojego wynalezienia na początku ubiegłego wieku poligraf nie przeszedł wielu ewolucji technologicznych, ale stał się znacznie bardziej dostępny. Z „rzeczy ze szpiegowskich filmów” stał się dość zwyczajnym urządzeniem, które można spotkać w życiu dość często, np. podczas wywiadów w dużych firmach. Zastanówmy się, od czego to wszystko się zaczęło, jak urządzenie wygląda teraz, czy da się go oszukać i co najważniejsze, czy warto spróbować.

Historia poligrafu

Pierwsze próby ustalenia prawdziwości lub fałszywości twierdzeń podejmowano u zarania ludzkości, we wszystkich kulturach i religiach. Pierwsze wzmianki o „testach” mających na celu ustalenie prawdy pochodzą ze starożytnej Mezopotamii i praw Hammurabiego, około lat pięćdziesiątych XVIII wieku p.n.e.

Większość z nich to rozmaite próby wody, gorącego żelaza i ognia, opierające się na przekonaniu, że siły boskie nie pozwolą na cierpienie niewinnej osoby lub że rany odniesione podczas próby szybko się zagoją.

Podczas testów z wodą trzeba było wyjąć pierścień z wrzącej wody, wskoczyć do rzeki z bystrym nurtem lub zanurzyć osobę związaną do zimnej wody (i czekać, aż wypłynie) i tak dalej.

Próba ogniowa polegała na tym, że osoba poddawana próbie musiała trzymać ręce nad ogniem, przejść przez płonący ogień, a rękami trzymać rozżarzone żelazo. Ci, którzy przeszli te testy, zostali uznani za uniewinnionych, a ci, którzy nie, zostali uznani za winnych. Dotyczy to także próby walki, która zakładała dokładnie to samo – niewinny nie może cierpieć.

Kultury Wschodu praktykowały dokładnie te same metody, z minimalnymi zmianami. Na przykład w starożytnych Chinach podczas przesłuchania oferowano podejrzanemu przeżucie ryżu, który po przesłuchaniu należało wypluć. Wierzono, że jeśli ryż jest mokry i sklejony, to dana osoba mówi prawdę. Jeśli ryż był suchy, to kłamał, bo ze strachu przed wykryciem zaburzony był przepływ śliny w ustach.

W starożytnych Indiach stosowano alternatywną technikę psychologiczną, ale zamiast ryżu „detektorem” był osioł w ciemnym pokoju. Ogon osła posmarowano sadzą, po czym poproszono podejrzanego o wejście i pociągnięcie go za ogon. Podobno osioł był magiczny i krzyczał, gdy sprawca pociągał go za ogon. Niewinny mężczyzna spokojnie wszedł i pociągnął osła, przez co jego ręce pokryły się sadzą. Zatajający prawdę mógłby próbować oszukać i nie dotykać osła, w efekcie czego miałby czyste ręce, ale pod silnym podejrzeniem.

Co prawda nie bardzo wierzyli w takie testy i sięgali po nie tylko w skrajnych przypadkach, gdy stawka w sądzie była zbyt wysoka, a słuszność którejkolwiek ze stron nie była oczywista. W XII-XIII wieku w Europie takie testy zostały prawie całkowicie porzucone, sąd doszedł do bardziej znanych form w postaci orzeczenia na podstawie rozprawy z ławą przysięgłych lub określonej opinii sędziego.

Dodajmy trochę nauki

Druk, delikatnie mówiąc, jest nauką ultranowoczesną – próby odróżnienia kłamstwa od prawdy oparte na nauce mają zaledwie sto lat. Ale pierwsze próby zastosowania metody naukowej rozpoczęły się wcześniej i od nich zaczniemy.

W połowie XIX wieku niemiecki lekarz i fizjolog o niewymawialnym nazwisku Karl Friedrich Wilhelm Ludwig wynalazł kymograf. Urządzenie nie było w żaden sposób powiązane z kryminalistyką, ale nadawało się do jednoczesnego rejestrowania zmian ciśnienia krwi i oddychania. Te zmienne fizjologiczne rejestrowano w formie graficznej za pomocą metalowego rysika, który wykonywał znaki na obracającym się bębnie owiniętym w papier.

W 1878 roku włoski fizjolog Angelo Mosso wynalazł urządzenie zwane „pletyzmografem”, które służyło do rejestracji zmian objętości poszczególnych części ciała człowieka, ale wykorzystywane było głównie podczas pracy przedramionami. Mosso odkrył, że układ naczyniowy, który zapewnia zmiany objętości przedramienia, zależy od sygnałów wysyłanych przez mózg. Ten ostatni reaguje na bodźce, np. gdy ktoś zostaje zapytany o to, co ukrywa. Jeszcze bliżej wariografu, ale to wciąż nie to samo.

W 1892 roku James Mackenzie kardiochirurg z Londynu, zaprojektował pierwszy wariograf. Co prawda urządzenie służyło celom czysto klinicznym i nie służyło do wykrywania kłamstw, ale McKenzie używał tego urządzenia podczas badań lekarskich. Zasada działania pozostaje taka sama jak w przypadku kymografu – metalowy rysik zaznacza zmiany ciśnienia krwi na owiniętym w papier bębnie.

Wszystkie dalsze udoskonalenia poligrafu i jego współczesnej wersji w rzeczywistości pozostają modyfikacją poligrafu Mackenziego, jednak jako ojca druku nie pamięta się brytyjskiego kardiochirurga.

W 1915 roku amerykański prawnik i psychiatra William Moulton Marston odkrył i udokumentował związek pomiędzy kłamstwem a wzrostem ciśnienia krwi. Obserwacje naukowe Marstona stanowią podstawę pracy policjanta Johna Larsona, który do pomiarów ciśnienia krwi dodaje analizę częstości oddechów i, co najważniejsze, jednocześnie i przez cały czas przesłuchania rejestruje parametry fizjologiczne. Nawiasem mówiąc, szefowie Larsona byli bardzo zadowoleni z wynalazku i aktywnie wykorzystywali go w swojej pracy. Nawiasem mówiąc, skuteczność urządzenia Larsona w tamtym czasie sam wynalazca oszacował na 80%.

Nieco później, w 1925 roku, kolega Larsona, Leonard Keeler, zaczął udoskonalać urządzenie. Dodał bardziej znane pióra atramentowe rejestrujące odczyty, a w 1938 roku wprowadził trzeci element wariografu wykrywającego oszustwa, psychogalwanometr, element mierzący zmiany w oporności galwanicznej skóry osoby badanej podczas przesłuchania. W następnym roku Keeler opatentował urządzenie i stał się ojcem poligrafu.

W przyszłości zostaną opracowane specjalne pytania do wariografu, zostanie on zdigitalizowany i zaczną być wykorzystywane programy komputerowe do analizy otrzymanych danych, ale nie ulegnie on znaczącym zmianom w swojej konstrukcji.

Czy można oszukać wariograf

Odpowiedź na to pytanie najprawdopodobniej nie zdałaby egzaminu, ponieważ jest zarówno tak, jak i nie. Teoretycznie sposobów jest wiele, jednak wszystkie sprowadzają się do jednego – trzeba sztucznie wpłynąć na reakcję własnego organizmu.

  • spróbuj ugryźć się w język;
  • wypić alkohol przed badaniem;
  • przybyć w stanie kaca;
  • weź środek uspokajający;
  • zapnij guzik w bucie, poruszaj palcami, gdy zadasz niewygodne pytanie.

To prawda, że ​​​​wszystkie te metody są mało przydatne. Wszelkie wyniki uzyskane przez maszynę są interpretowane przez specjalistę, który zna wszystkie te metody. Jeżeli zauważy stan zmienionej świadomości lub nieadekwatną reakcję na błahe pytania, zasugeruje przełożenie badania na inny termin. On również zauważy przebłysk bólu po ugryzionym języku i zada pytanie ponownie, ale w innej formie.

Próby oszukania wariografu raczej nie powiodą się, gdyż kluczowym ogniwem jest specjalista przeszkolony w rozpoznawaniu takich prób. Choć teoretycznie możliwe jest ominięcie systemu, w praktyce okazuje się to niezwykle trudne, dlatego lepiej nie stwarzać sobie dodatkowych trudności.

Nowoczesny wariograf. Pomimo wszystkich ulepszeń różni się on uderzająco od wariografu Keelera jedynie wykorzystaniem technologii cyfrowej do interpretacji wyników.

 

 

 

 


Podobne wiadomości: